Michał Leśniewski - TU154.EU Michał Leśniewski - TU154.EU
5350
BLOG

Czego dowiedział się Cezary Gmyz?

Michał Leśniewski - TU154.EU Michał Leśniewski - TU154.EU Polityka Obserwuj notkę 32

Z niecierpliwością czekam na ruch Cezarego Gmyza w sprawie materiałów wybuchowych znalezionych na wraku Tupolewa oraz na tym, co pozostało po ofiarach. Ostatnie wypadki, a także burza medialna wokół tej sprawy dają stuprocentową pewność, że nie tylko Zespół Smoleński, ale także „oficjalni” polscy śledczy natknęli się na środki pirotechniczne, a próbki zostały przekazane dalej… Rosjanom.

Wyprawa Seremeta do Tuska oraz wrzutki medialne tłumaczące skąd mógł się wziąć trotyl na lotnisku w Smoleńsku zdradzają już nie pośpiech, ale panikę władzy. Na szczęście dla tej ostatniej kontroluje ona środowisko medialne i trupa z szafy udało się na razie wepchnąć z powrotem.

Wyznania prokuratora Szeląga, które na Salonie dokumentuje 1Maud powinny robić na wszystkich piorunujące wrażenie. Jako, że niektórzy czytają jeszcze „Gazetę Wyborczą” nie powodują one masowego katharsis, cała nadzieja w tym, że wspomniany tabloid będzie dalej tracił pozycję na rynku prasy:

„ (…) Dla uspokojenia opinii publicznej prokurator zaprzeczył rozpoznaniu przez biegłych w Smoleńsku zarówno trotylu jak nitrogliceryny, aby w 30 minucie konferencji przyznać, że wskazania materiałów wybuchowych na przyrządach były.I to tak liczne, że pobrano kilkaset próbek do badań laboratoryjnych. A za pół roku być może (wszystko zależy kiedy Rosjanie próbki prześlą) będziemy znali wyniki badań laboratoryjnych.”

I dalej:

„ (…) Znowu dla uspokojenia opinii publicznej NPW ustami prokuratora Martyniuka poinformowała, że próbki owszem są w Moskwie, ale są dobrze zabezpieczone i badać je będą biegli w Polsce.”

Wracając do odważnego dziennikarza śledczego. W mijającym tygodniu pojawiła się informacja, że Gmyz zwołuje konferencję prasową, co okazało się plotką. Osobiście byłem przekonany, że taka konferencja jest kwestią czasu i bardzo na nią czekałem – widocznie Gmyz postanowił być lojalny wobec pracodawcy oraz redaktora naczelnego i ma cały czas nadzieję, że zostanie potraktowany fair. W efekcie nie dane nam było poznać ustaleń autora artykułu, ale nic straconego. Musi być dalszy ciąg tej historii.

Trudno być prorokiem we własnym kraju, ale kilka rzeczy można powiedzieć z dość dużym prawdopodobieństwem. Przypomnę ostatnie wypadki. W sobotę ok. północy żona Remigiusza Musia znajduje męża powieszonego na sznurze w piwnicy. Rola Musia w tzw. śledztwie smoleńskim - czyli de facto zaaranżowanej przez Rosjan i gabinet polityczny Tuska farsie – była bezprecedensowa.

Otóż twierdził on, że ze stenogramów rozmów pilotów z wieżą zniknęły namowy kontrolerów, żeby sprowadzić samolot do 50 metrów. Muś słyszał tę rozmowę, a potem widział fałszowanie dowodów. Dowodów, które przypomnę miały przejść przez Instytut Sehna, jako „oryginalne”. Choć wiadomo, że tzw. strona polska dysponowała wyłącznie kopią taśm.

Tuż po śmierci Musia Zespół Smoleński wystąpił do BOR o przydzielenie ochrony Arturowi Wosztylowi, który potwierdził zeznania kolegi. Ale tak czy siak, było to wyłącznie potwierdzenie zeznań, a nie bezpośrednia relacja z zaistniałego zdarzenia – tj. namawiania polskich pilotów do wykonania niedozwolonego manewru. 

Kilka dni później mamy bombę medialną, tj. rewelacje Rzepy. Co to oznacza?

Być może Cezary Gmyz nie miał ochoty dłużej czekać. Seryjny samobójca znów się uaktywnił i krąży po mieście. Nie sugeruję przy tym, że Gmyz przekazał nam niekompletne dane. Jestem przekonany, że dobrze wie, jakie substancje wykryły detektory. My tego nie wiemy, ale dziennikarz na pewno zna chociaż klasę tych substancji. Natomiast pośpiech, który tak bardzo pomógł władzy w rozpętaniu medialnego piekła wynikał właśnie z tego co napisałem – obaw o to, kto będzie następny... Likwidowanie świadków zwyczajnie nie pozwoliło Gmyzowi na rozegranie wariantu A – opublikował więc to, co ma licząc się z konsekwencjami. Metaforycznie, nie złapał mordercy za rękę, ale pokazał nam wystarczająco dużo śladów zbrodni.

Gdyby dziennikarz Rzepy otrzymał wystarczająco dużo informacji, czyli np. potwierdzenia od prokuratury wojskowej (jeśli w ogóle byłoby to możliwe), że znalezione substancje to konkretne materiały wybuchowe, a nie eufemistycznie „materiały wysokoenergetycznie” rząd Tuska musiałby sięgnąć do ustawy o stanie wyjątkowym. Nie mówię, że był aż tak naiwny, że ktokolwiek pokaże mu czarno na białym wyniki badań. Ale może liczył na swoje kanały informacyjne i wiedział, że czas pracuje na jego korzyść.

I do śmierci Musia miał względny spokój. Ale w minioną sobotę wszystko się zmieniło.

  "Uwaga: Czytanie tego bloga, samodzielne przemyśliwanie zawartych w nim treści, nieskrępowana krytyka, dzielenie się zamieszczonymi na blogu opiniami ze znajomymi, rodziną, kol. z pracy oraz powoływanie się na te opinie w jakikolwiek inny sposób - bez zgody autora surowo wzbronione. Wszelkie odstępstwa od ww. postanowień mogą zostać zniesione po uprzednim złożeniu podania w 3 egzemplarzach oraz merytorycznym uzasadnieniu wniosku"

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka